środa, 16 kwietnia 2014

Małe ogłoszenie

Zapisałam się na drugi w życiu SAL - SAL z imbryczkiem w tle. Organizatorką jest Judyta Z.
Imbryczek mnie urzekł i stwierdziłam, że wreszcie będę mieć co powiesić w kuchni na pustej ścianie :D

Czyż nie jest cudny?


Nie pozostaje mi nic innego jak poszperać za jakąś fajną kanwą (obawiam się, że mój len w kolorze naturalnym będzie za ciemny) i zastanowić się czy zmienię kolor literek.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Ślubne misie - KONIEC

Jestem w szoku jak szybko wymęczyłam (tak, to dobre słowo) ten obrazek. Wczoraj skończyłam same misie, a dzisiaj wyszyłam napis. Szczerze mówiąc obawiałam się, że będę gdzieś miesiąc się męczyć, bo co zaczynałam wyszywać kontur tak ledwie po kilku kreskach chciałam tym rzucić. Ale zagryzłam zęby powtarzając sobie, że obrazek nie jest duży i im szybciej go skończę tym szybciej będę mogła wrócić do półki z książkami. I ku mojemu zdziwieniu szybko poszło. Po łebkach robiłam futerko ale chyba jako-tako to wygląda i może Państwo Młodzi nie uciekną z krzykiem na ich widok ;)

A teraz sesja zdjęciowa. Najpierw sztuczne światło gdzie troszkę widać błyszczenie się kanwy



Światło dzienne


Obiecane zbliżenie na backstitche, których kompletnie nie widać



Bez linii pomocniczych i z napisem (imiona usunęłam, może nie zepsuję niespodzianki zostawiając datę ;)


A tak wygląda mój organizer na muliny (TYLKO) do półki z książkami. Wreszcie nie walają mi się na połowie stołu i w sekundę mogę znaleźć potrzebny kolor.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Ślubne misie

Miałam pokazać misie już po skończeniu całości, ale po ostatniej walce z backstitchami postanowiłam pożalić się.

Na początek zdjęcia. Dużo zdjęć ;)



Coś konkretnego zaczyna się wyłaniać...



Misie nabierają kształtu, chociaż wciąż nie ma konturów.



W tym momencie zorientowałam się, że wzięłam złą mulinę do nosków misiów. Niby tak źle nie wygląda i mogłoby zostać, ale stwierdziłam, że nie jest dużo roboty dokonując zmiany, więc zamieniłam kolor na taki, jaki miał być pierwotnie.



Przed zabraniem się za kontur stwierdziłam, że szybko i przyjemnie się wyszywa, więc może wyszyję ten sam obrazek (lub inny z tej serii) dla siebie i męża. Gdy zabrałam się za kontur porzuciłam ten pomysł i kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że nie-na-wi-dzę wyszywać konturów. A seria Tatty Teddy jest po prostu koszmarna w tym względzie (raz wyszywałam te misie ale po krótkiej batalii z backstitchami zostawiłam haft tylko z bardzo minimalną ich ilością). Czy ten, kto robi projekt wzoru w ogóle sam wyszywa lub próbuje wyszyć obrazek według tego, co stworzył? Po prostu niemożliwe jest wyszywać dokładnie z tym, co jest na kartce papieru. Linie oznaczające backstitch są tak wymieszane, że nie wiadomo jak przebiegają. Dodatkowo najjaśniejszy kontur jest kompletnie niewidoczny (następnym razem zrobię zbliżenie).
Dopiero zaczęłam wyszywać najciemniejszy kolor i już miałam dość. Robię jak mim się wydaje, że będzie najlepiej. Zerkam na wzór ale tylko zerkam i wyszywam backstitche bardzo Pi razy drzwi. Jak to wszystko będzie współgrało zobaczymy gdy skończę.


środa, 2 kwietnia 2014

Kolejna metryczka

Zrobiłam sobie przerwę od półki z książkami. Najpierw wróciłam do drugiego HAEDa ale wyszyłam tylko dwa rzędy, więc nie ma się czym chwalić. Potem zdecydowałam, że przed powrotem do pracy (to już w maju!) muszę uwinąć się z dwoma obrazkami. Jeden to metryczka, a drugi obrazek będzie prezentem z okazji ślubu.
A teraz to, co tygryski lubią najbardziej, czyli fotki ;) Postęp prac kolejnych wieczorów (zdjęci robiona najczęściej rano)





tutaj był weekend przed który postawiłam dosłownie kilka krzyżyków i zapomniałam zrobić zdjęcia, więc aparat wyciągnęłam dopiero przez rozpoczęciem zabawy z bachstitchami. Czy wspominałam już, że lubię efekt jaki dają ale nienawidzę ich robić?


Dosłownie wczoraj siedziałam prawie do 23:30 i kończyłam ostatnie kontury razem z napisami. Robiłam byle szybciej to skończyć, więc (niestety) jest to widoczne w jakości kresek ;/ No i ta czcionka mi się nie podoba ale nie mogę znaleźć lepszej ;/


I gotowy obrazek. Wyprany i wyprasowany. Jeśli się uda to dzisiaj lub jutro pojedzie do oprawy.


Taka mała uwaga na koniec - ten wzór jest świetny do wyszywania. Robi się go szybko i bardzo przyjemnie. Ale tak samo jak przy poprzedniej metryczce z królikiem, sporo osób miało problem zobaczyć na obrazku dziecko (!). Naprawdę mnie to dziwi i zastanawia. W trakcie wyszywania pokazywałam na tablecie jak ma wyglądać efekt końcowy (zdawałam sobie sprawę, że na początkowym etapie na kanwie są tylko kolorowe plamy), a gdy już skończyłam to pokazywałam całość. I wielokrotnie różne osoby dopiero po dłuższej chwili wołały zupełnie zaskoczone "tu jest dziecko!" (tak widząc obrazek na ekranie jak i na żywo haft). Bardzo mnie to dziwi i martwi. Rozumiem gdyby nie było backstitchy. Wtedy i ja miałabym problem zobaczyć coś więcej niż misia. Ale gdy obrazek jest już skończony... i teraz pojawia się pytanie - czy rodzice dziewczynki, dla której robię obrazek, w ogóle zobaczą tego bobasa (to będzie prezent, nie wiedzą co szykuję) i dlaczego tak się dzieje? Czy to dlatego, że ja - obeznana z haftami - mam inaczej "ustawioną" wyobraźnię i bez trudu dostrzegam takie rzeczy, czy to inni są.... "inni". Sama nie wiem. Mąż mówił, że on nie miał problemu ale też on przyzwyczajony jest do haftów i też inaczej patrzy.

Cóż, mam nadzieję, że jednak obrazek spodoba się rodzicom, a w przyszłości już starszej obdarowanej.