wtorek, 30 lipca 2013

Florencka maska, wersja druga

Obecnie wyszywam drugą maskę z serii. Tym razem stwierdziłam, że użyję czarnej kanwy ponieważ tło jest całe w tym kolorze, więc zaoszczędzę czas i czarnych motków ;)
Jeśli prawdę mówią właściwości zdjęcia to zaczęłam haftować ten obrazek pierwszego maja albo samą końcówką kwietnia 2013. Kwiecień wydaje mi się jednak bardziej prawdopodobną datą ponieważ pamiętam, że jeszcze wtedy pawia nie skończyłam.

Rozmiar to 150x200 krzyżyków, 39 kolorów i prawie 50 motków.





Docelowo obrazek ma wyglądać tak



Kotek z bukietem kwiatów

Zakochałam się w tym kotku i nawet planowałam wyszyć kilka obrazków z tej serii. Ale oczywiście kolorów brakło. Potem zabrałam się za niego, szybko się wyszywało i nagle zmalała mi motywacja aby go skończyć.


Górski widoczek

Obrazek ten zaczęłam wyszywać nawet nie pamiętam ile lat temu. Idzie mi jak krew z nosa. Jak przypomnę sobie o nim i zacznę wyszywać to robię to do momentu aż skończą mi się kolory. Potem przerzucam się na inny haft i ten sobie leży odłogiem kolejne miesiące.
Chciałabym go skończyć, ale jakoś takoś nie wychodzi...




Śródziemnomorski widoczek

 

 Obrazek z cyklu - przestał mi się podobać już w trakcie wyszywania ale jakimś cudem go skończyłam.

Wyszywałam jakoś od września 2012 do kwietnia 2013

 


Paw, moja chluba i duma ;)


Mój największy haft. Wielokrotnie myślałam, że go nie ukończę, biorąc pod uwagę mój słomiany zapał. Ale jakimś cudem zmotywowałam się i nie poddawałam. Nawet gdy pomyliłam się w liczeniu co spowodowało, że całość przesunęła się 10 krzyżyków w górę. Całe szczęście zostało mi trochę kanwy przy górnej krawędzi ;)
Wyszywałam go od listopada 2012 do kwietnia 2013. Byłabym w stanie ukończyć go przynajmniej dwa miesiące wcześniej ale przez przeprowadzkę na ponad miesiąc zostawiłam go nie wyszywając nawet jednego krzyżyka i był taki moment w czasie ciąży gdy musiałam wyłącznie leżeć, a ciężko w takiej pozycji wyszywać. Jednak pomimo tych przeciwności udało mi się dopiąć celu, czyli ukończyć ten obrazek przed porodem.

Wymiary to 200x314 krzyżyków, 37 kolorów i ponad 90 motków.













Zima, Alfons Mucha


Co prawda to zdjęcie nie pokazuje w pełni ukończonego haftu (na górze zostało jeszcze trochę białego do dokończenia) ale nie chciało mi się go wyciągać żeby zrobić fotkę, więc musicie mi uwierzyć na słowo, że żadnego krzyżyka nie brakuje ;)
Pierwotnie to ten obrazek miałam jako pierwszy zacząć robić, ale przypadkiem znalazłam wzór Wiosny i wtedy bardziej mi się spodobała i jako pierwszą zaczęłam ją wyszywać.

Obrazek powstawał od września 2012 do lipca 2013. Na tak długi czas wyszywania miał wpływ inny obrazek (który zaczęłam robić jakoś w październiku) oraz urodzenie córeczki.

Ma 210x106 krzyżyków, 25 kolorów i 40 motków. Powinien być takiej samej wielkości jak wiosna ale gdy je porównałam okazało się, że wzięłam kanwę o innej gęstości oczek i Zima jest mniejsza na centymetry.









Wiosna, Alfons Mucha


Tutaj znam dokładne daty rozpoczęcia i zakończenia: 27 października 2011 start i koniec 28 grudnia 2011

Obrazek ma 210x106 krzyżyków, 22 odcienie i prawie 40 motków.







Florencka maska, wersja pierwsza



Ten haft zaczęłam robić pod koniec 2011 roku (listopad/grudzień), a skończyłam we wrześniu 2012.
Dlaczego tak długo to trwało? Moim podstawowym problemem jest wyszywanie kilku obrazków na raz i tendencja do odpoczynku od faktu nawet na kilka miesięcy.

Według wzoru obrazek ma 132x176 krzyżyków, 41 kolorów i ponad 100 motków (ile użyłam nie wiem, bo nie liczyłam).

Wydawało mi się, że mam więcej zdjęć dokumentujących postęp prac ale coś nie mogę ich znaleźć. Cóż, trudno ;)






Hafty ukończone i które (jeszcze) posiadam

Dość starym haftem są te dwa kotki. W głównej mierze rozróżnienie haftów jakie wyszyłam na "stare" i "nowe" zależy od kanwy jakiej użyłam. Dawniej wyszywałam na takiej o dużych oczkach, teraz wyłącznie na drobnej.
Na górze widać wyraźnie różnicę w odcieniu żółtego. Używałam no name'ów i wydawało mi się, że tego koloru mam wystarczająco dużo. Cóż, jednak się myliłam. Chociaż poszłam do pasmanterii dobrać jak najbardziej zbliżony odcień nie udało się mi i sprzedającej znaleźć taki sam jak ten, który mi się skończył.


Przy tym obrazku miałam chwilę wahania - użyć kanwy o dużych czy małych oczkach? Stwierdziłam, że użyję tę pierwszą, bo zalega mi w szafie i obrazek wyjdzie wtedy większy.
Minusem Ariadny jest to, że odcienie różnią się od tego, co można zobaczyć na wzorze w gazecie (wszytsko bazuje na palecie barw DMC) i dlatego ostatecznie mój obrazek jest jakby "wyblakły". Oczywiście sporo zmieniło się wraz w wprowadzeniem nowych odcieni ale to wciąż nie "to". Gdy wybierałam muliny do nieba od razu zauważyłam, że nie wyjdzie ono tak "mocne" jak na wzorze, a chciałam wyszyć ten obrazek właśnie dla tych krwistych czerwienie i mocnych żółci. Dlatego dobierałam kolory na oko wykorzystując no name'y. Efekt końcowy mnie zadowolił.


Przy tym koniu pierwszy raz użyłam muliny DMC ponieważ Ariadna nie posiadała takiego odcienia (to był ten fiolet w grzywie). Obecnie ten obrazek mi się nie podoba ze względu na brak tła i teraz wiem, że powinno się go wyszyć albo na kanwie z barwionej (nie wiem czy tak to się nazywa) albo na lnie i o wiele lepiej by się prezentował nie posiadając tła. Cóż, człowiek wciąż się uczy ;)


kolejny przykład rozczarowania. Na wzorze bardzo podobały mi się żywe jesienne kolory obrazka. Ariadna sprawiła, że obrazek jest jakby spłowiały i do tego te duże oczka.... 


Te misie wyszywałam bardzo długo, bo leżały zapomniane w szafie u męża (wtedy jeszcze narzeczonego).
Teoretycznie nie są skończone, bo według wzoru powinna być jeszcze linia wyznaczająca kontur i tworząca "wystające nitki". Ja jednak bardzo nie lubię wyszywać back stitchem (dlatego, że mi to nie wychodzi i brzydko wygląda ;)), więc zostawiłam tak jak jest. Cierpliwości starczyło mi tylko na pyszczki misiów i ich "blizny".


Jak pracuję

Prócz ukończonych haftów i kanw jak każda hafciarka posiadam muliny. Nie kupuję ich na zapas, tylko zostawiam te, który się nie skończyły i przy następnym obrazku je wykorzystuję, a brakujące kolory dokupuję.
Na pewno podpadnę wielu osobom ale wyszywam naszą polską Ariadną. Zdarzyło mi się kupić i użyć kilka motków Anchora oraz DMC jednak za mało tego było żebym stwierdziła, że faktycznie te firmy są lepsze od naszych wyrobów. Gdyby cena była taka sama to zapewne skłoniłabym się ku DMC (większa paleta odcieni) ale jeśli robię obrazek na który zejdzie ok. 80 motków i miałabym płacić 3 zł za motek zamiast 1,40zł... różnica w cenie jest ogromna, więc wybieram jednak tańsze muliny.

Początkowo (gdy mulin miałam jeszcze nie tak dużo) segregowałam motki na zasadzie - wszystkie niebieskie w jednym woreczku, zielenie w innym, czerwienie jeszcze innym itp a to wszystko w małej skrzyneczce. Z czasem mulin zaczęło przybywać i coraz więcej czasu traciłam na szukanie odpowiedniego odcienia pośród danego koloru. Gdzieś na internecie przez przypadek zobaczyłam, że ktoś wykorzystał pudełko po puzzlach i woreczki na osobne segregowanie mulin. Ja wzięłam jedno z wielu pudełek po butach, kupiłam woreczki z zapięciem, w domu znalazłam tasiemki z naklejkami na ceny i voila! Teraz znalezienie odpowiedniego odcienia zajmuje mi sekundy.


O dziwo muliny JESZCZE się mieszczą w jednym pudełku. Stosuję następujący system: po prawej z różowymi naklejkami są stare kolory Ariadny, a po lewej na zielono nowe i oczywiście wszystko jest ułożone od najniższego do najwyższego numeru. W kraciastym pudełku znajdują się muliny "no name" które dostałam od różnych osób które wiedząc, że cały haftuję wolały mi je dać niż wyrzucić. Muliny te są bardzo stare i nie mają żadnych numerów odcieni. Mimo wszystko używam ich gdy robię jakiś prosty obrazek i dobieram na oko kolory lub celowo chcę zmienić odzień względem legendy (dam jeden przykład takiego obrazka).

Jak wspominałam - posiadam dwa tamborki ale obecnie z nich nie korzystam. Jakoś odzwyczaiłam się i nie podobało mi się, że przy większych obrazkach  gdy muszę przesuwać tamborek "zahaczam" o już postawione krzyżyki, które się spłaszczają. Zapewne to kwestia odpowiedniego tamborka lub jego prawidłowego używania ale jak pisałam - jestem kompletnym samoukiem. Jeden obrazek musiałam wyrzucić (całe szczęście nie był duży i jakoś strasznie go nie żałowałam) ponieważ na bardzo długi czas schowałam go zostawiając kanwę naciągniętą na tamborek. Spowodowało to, że gdy "uwolniłam" obrazek muliny były paskudnie sprasowane i nic nie dało się z tym zrobić. W ten sposób zraziłam się i odzwyczaiłam od tamborka.

Hafty, których już nie mam

To tylko maleńki wycinek haftów jakie wyszyłam. Przez te wszystkie lata bardzo dużo prac się zebrało. Większość wręczyłam jako prezenty lub po prostu rozdałam, bo się podobały. Kilka sprzedałam ale dosłownie to były ze 3 prace.

Na pierwszy ogień zdjęcie haftu, który wyszyłam mając 7 lat



To złotawe "coś" po lewej chyba miało służyć pokazaniu mi jak stawia się krzyżyki i robiła je moja siostra, bo są równe i takie jak trzeba, a nie tak koślawe jak na słoniu ;)


Tutaj mam kanwę, którą dostałam jako prezent i jak widać sporo mu brakuje do skończenia



Tutaj mam zdjęcia haftów, lub stron z gazet/książek, których nie mam ponieważ były już robione z myślą o wręczeniu jako prezent lub ostatecznie tak skończyły. Albo zostawiłam je w rodzinnym domu. Oczywiście było tego o wieeeeeele więcej


Ten jesienny i zimowy widoczek jako pierwsze zrobiłam na kanwie o bardzo małych oczkach i przywiezionej z Ukrainy. Wtedy odkryłam, że chociaż bardziej się człowiek męczy wyszywając taką drobnicę to jednak obrazek wychodzi o wiele ładniejszy.








Tych dwóch haftów "pozbyłam" się dopiero co.
Jasna Góra była pierwszy obrazkiem wyszytym na czarnej kanwie. Jak do tej pory wyszyłam (i ukończyłam) jeszcze obrazek z papieżem (miałam go nie sprzedawać, bo strasznie mi się spodobał ale ostatecznie dałam się namówić rodzinie), jeden wyrzuciłam nie ukończony bo za często się myliłam i po prostu straciłam do niego cierpliwość i jeden właśnie wyszywam.