Od lat trzymałam w pudełko stare i od dawna zżółknięte muliny. Stwierdziłam, że może kiedyś do czegoś mi się przydadzą, chociaż kompletnie nie miałam pomysłów do czego. Dzięki internetowi i blogom innych hafciarek odkryłam, że mogę je po prostu zafarbować! Zakupiłam więc potrzebne rzeczy, przeglądnęłam ile tylko znalazłam na temat takiego farbowania i.... czekałam. Zwyczajnie bałam się za to zabrać ale wczoraj wreszcie się przemogłam. Z małą pomocą męża i córeczki zafarbowałam na próbę 6 sztuk. Jestem zadowolona z efektu chociaż nie wiem jak będzie z trwałością. Niby postępowałam z instrukcją ale nie znalazłam tam odpowiedzi na kilka swoich pytań, więc improwizowałam.
Dobra, dość gadania. Oto efekty ;) Niestety, ale pogoda na polu jest paskudna, więc nie mogę zrobić zdjęcia w dziennym świetle :( Mulina pierwsza z lewej (poniżej) jest dziełem męża ;)
farbowanki są super!! ja też kiedyś uskuteczniałam ten sport :)
OdpowiedzUsuńSuper wyszło, bardzo ładne kolory :)
OdpowiedzUsuń