Prócz ukończonych haftów i kanw jak każda hafciarka posiadam muliny. Nie kupuję ich na zapas, tylko zostawiam te, który się nie skończyły i przy następnym obrazku je wykorzystuję, a brakujące kolory dokupuję.
Na pewno podpadnę wielu osobom ale wyszywam naszą polską Ariadną. Zdarzyło mi się kupić i użyć kilka motków Anchora oraz DMC jednak za mało tego było żebym stwierdziła, że faktycznie te firmy są lepsze od naszych wyrobów. Gdyby cena była taka sama to zapewne skłoniłabym się ku DMC (większa paleta odcieni) ale jeśli robię obrazek na który zejdzie ok. 80 motków i miałabym płacić 3 zł za motek zamiast 1,40zł... różnica w cenie jest ogromna, więc wybieram jednak tańsze muliny.
Początkowo (gdy mulin miałam jeszcze nie tak dużo) segregowałam motki na zasadzie - wszystkie niebieskie w jednym woreczku, zielenie w innym, czerwienie jeszcze innym itp a to wszystko w małej skrzyneczce. Z czasem mulin zaczęło przybywać i coraz więcej czasu traciłam na szukanie odpowiedniego odcienia pośród danego koloru. Gdzieś na internecie przez przypadek zobaczyłam, że ktoś wykorzystał pudełko po puzzlach i woreczki na osobne segregowanie mulin. Ja wzięłam jedno z wielu pudełek po butach, kupiłam woreczki z zapięciem, w domu znalazłam tasiemki z naklejkami na ceny i voila! Teraz znalezienie odpowiedniego odcienia zajmuje mi sekundy.
O dziwo muliny JESZCZE się mieszczą w jednym pudełku. Stosuję następujący system: po prawej z różowymi naklejkami są stare kolory Ariadny, a po lewej na zielono nowe i oczywiście wszystko jest ułożone od najniższego do najwyższego numeru. W kraciastym pudełku znajdują się muliny "no name" które dostałam od różnych osób które wiedząc, że cały haftuję wolały mi je dać niż wyrzucić. Muliny te są bardzo stare i nie mają żadnych numerów odcieni. Mimo wszystko używam ich gdy robię jakiś prosty obrazek i dobieram na oko kolory lub celowo chcę zmienić odzień względem legendy (dam jeden przykład takiego obrazka).
Jak wspominałam - posiadam dwa tamborki ale obecnie z nich nie korzystam. Jakoś odzwyczaiłam się i nie podobało mi się, że przy większych obrazkach gdy muszę przesuwać tamborek "zahaczam" o już postawione krzyżyki, które się spłaszczają. Zapewne to kwestia odpowiedniego tamborka lub jego prawidłowego używania ale jak pisałam - jestem kompletnym samoukiem. Jeden obrazek musiałam wyrzucić (całe szczęście nie był duży i jakoś strasznie go nie żałowałam) ponieważ na bardzo długi czas schowałam go zostawiając kanwę naciągniętą na tamborek. Spowodowało to, że gdy "uwolniłam" obrazek muliny były paskudnie sprasowane i nic nie dało się z tym zrobić. W ten sposób zraziłam się i odzwyczaiłam od tamborka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz