... i jest zła. Czy może raczej rozczarowana i wkurzona. Ale może niesłusznie i przesadzam, bo mój pedantyzm się uaktywnil.
Sprawa wygląda tak: wiedziałam, że nie będzie mi się chciało jeździć za ramką i potem oprawiać samej (nie umiem i boję się że coś schrzanię, a robiłam na zamówienie) wiec mąż znalazł oprawę obrazów niedaleko swojej pracy. Babka zainkasowała 150 zl i powiedziała, że ponieważ obraz jest duży to trzeba to włożyć w blejtramę (chyba tak to się nazywa).
Mąż odebrał gotowy obraz, przywiózł do domu i oglądam - rama ładnie dobrana, nie ma passe-partout ale w sumie nie powiedziałam że ma być a chyba jest ok. Odwracam obraz i mi szczena opadła... powtarzam raz jeszcze - nie znam się na obrazach ale zakładałam, że nie muszę mówić mężowi żeby on powiedział specjaliście, że od tylu trzeba podkleić czymś żeby nie pokazywać lewej strony pracy! Serio wkurzyłam się, bo nie spodziewałam się czegoś takiego. Mąż mnie pocieszał, że przecież obraz będzie wisieć na ścianie więc nikt tego nie będzie oglądać no ale to tak jakby fotograf dawał klientowi zawsze dwie wersje ujęcia: bez obróbki i z. Co prawda mój tył aż tak koszmarnie nie wygląda ale mimo to, tego się nie pokazuje!
Wymyśliłam, że założę jasną tekturkę i jakoś to będzie. Tak zrobiłam i co prawda to nie rozwiązało wszystkich problemów, bo przez to z przodu zrobiła się ramka ale i bez niej są jakby dwa kolory płótna.
Jednak zobaczyłam kolejny szczegół który mnie po prostu wkurzyl: pod szybą są nitki! Nosz kur... piejacy.
I teraz mi powiedzcie: czy ja przesadzam czy warto jutro ruszyć i reklamować oprawę żeby babka usunęła nitki spod szyby i przykleila coś z tylu?
Jakie macie doświadczenia?
Tutaj jest tył z tekturkę którą włożyłam, nie zrobiłam zdjęcia przed. Planowałam dzisiaj wreszcie wręczyć ten obraz bo od wiosny to obiecałam. Jeżeli jutro zawieziemy do reklamacji no to raczej na pewno następna okazja będzie pewnie dopiero po Nowym Roku.